Zbójnik Jakubek i spotkanie integracyjne w Krynicy.
Teraz zupełnie współcześnie, prawie współcześnie ( 15.07.2011 roku )
– w lipcowy piątek na wschodnich zboczach szczytu Kotylnica odbyło się spotkanie integracyjne kilku firm. Z lotniska w Bielsku-Białej udałem się na miejsce samochodem z zabezpieczeniem paliwowym dla śmigłowca, który już od kilku godzin "woził" spragnionych lotniczych wrażeń pracowników firm.
Po lotach pogoda zmieniła się diametralnie. Szczyt i zbocza Kotylnicy oraz sąsiednich szczytów zniknęły w ciężkich nisko zawieszonych chmurach. My w strugach deszczu schowaliśmy się w samochodzie. Helikopterek stał samotnie na środku polany oświetlany błyskawicami szalejącej burzy.
Co jakiś czas udawałem się za pagórek by spojrzeć na dolinę Mochnaczki ciągnącą się w stronę Nowego Sącza by ocenić możliwości odlotu śmigłowca. I tak mijały kolejne godziny oczekiwania w nieustającej burzy. Po dwóch i pół godzinie podjechał do nas samochód, kierowcę zaprosiliśmy do naszego vana. Okazało się że przyjechał właściciel wschodniego zbocza przysiółka Jakubek, pan H., który widząc nasze problemy zaproponował nam miejsce do bezpiecznego postoju Eurocopterka, a także nocleg w domku gościnnym.
W rozmowie ze zdumieniem usłyszeliśmy, że jest potomkiem słynnego zbójnika Jakubika ( mówią także Jakubek ), a miejsce w którym jesteśmy było w drugiej połowie XVII wieku miejscem rozboju tego niezwykle krwawego mściciela krzywdy chłopów pańszczyźnianych. Ba, oczekiwaliśmy na zmianę pogody blisko miejsca, gdzie Jakubek otoczony przez wezwanych żołnierzy, wybrał śmierć wieszając się na samotnej jodle. Dzięki temu niezwykle sympatycznemu potomkowi Łemków poczuliśmy oddech historii, gdy trzysta lat temu zbójnik Jakubik z kompanami z miejsca gdzie staliśmy spoglądał na dolinę Mochnaczki, którą biegł szlak kupiecki ze wschodnich Węgier w głąb Polski. Nasze emocje potęgowały bez przerwy błyskawice ciągle nie ustającej burzy.
Wykonałem kilka towarzyskich zdjęć i pożegnaliśmy się z żywą, chodzącą historią czasów zbójnickich.
Wreszcie około 19.40 jakoś się przejaśniło i Eurocopter po prawie czterech godzinach czekania na lotną pogodę odleciał w blaskach słabnącej burzy do domu.
Mnie pozostało telefonicznie podziękować gospodarzowi terenu za miłą, niezapomnianą gościnę i udałem się samochodem w nocną podróż powrotną do Bielska.
Po powrocie posurfowałem w internecie i takie oto materiały znalazłem:
Pod niewyraźną przełęczą (około 760 m n.p.m.) pomiędzy grzbietem Hawrylakówki (780 m n.p.m.), a szczytem Huzarów (864 m n.p.m.) znajdują się pozostałości niewielkiego osiedla Jakubik (należącego kiedyś do Mochnaczki). Nazwa osiedla pochodzi podobno od miejscowego zbójnika Jakubka. Na skraju rozległych łąk znajdują się zabudowania i ogrodzony teren ośrodka jeździeckiego (stadnina koni).
Rzecz działa się w drugiej połowie XVII wieku. Wtedy jeszcze na Huzary mówiono z łemkowska Czerteż (czyli wyrąb), Mochnaczka istniała ledwie od kilkudziesięciu lat, a Lackowa nosiła jeszcze starą nazwę - Łackowa. Miejsce gdzie obecnie się znajdujemy porastały polany, rzadko poprzetykane pojedynczymi drzewami. Okres około 1650 r. był dla naszego państwa czasem bardzo burzliwym. Rzeczpospolita wyniszczona polityką prowadzoną przez wojowniczą dynastię Wazów, musiała się jeszcze zmierzyć z powstaniem chłopskim Kostki Napierskiego. Powstańcom (przede wszystkim chłopom pańszczyźnianym) udało się zająć zamek w Czorsztynie. Po 10 dniach jednak wojskom królewskim udało się go odbić. Przywódców powstania skazano na śmierć, zaś pozostali jego uczestnicy zdołali się rozpierzchnąć po okolicy. Jak chce legenda to właśnie wtedy pod Tatry przybył tajemniczy osadnik od pasiastej odzieży nazwany później Gąsienicą.
Innym z uczestników powstania był Jakub Czepiec, zwany też Jakubkiem bądź Jakubikiem.
– w lipcowy piątek na wschodnich zboczach szczytu Kotylnica odbyło się spotkanie integracyjne kilku firm. Z lotniska w Bielsku-Białej udałem się na miejsce samochodem z zabezpieczeniem paliwowym dla śmigłowca, który już od kilku godzin "woził" spragnionych lotniczych wrażeń pracowników firm.
Po lotach pogoda zmieniła się diametralnie. Szczyt i zbocza Kotylnicy oraz sąsiednich szczytów zniknęły w ciężkich nisko zawieszonych chmurach. My w strugach deszczu schowaliśmy się w samochodzie. Helikopterek stał samotnie na środku polany oświetlany błyskawicami szalejącej burzy.
Co jakiś czas udawałem się za pagórek by spojrzeć na dolinę Mochnaczki ciągnącą się w stronę Nowego Sącza by ocenić możliwości odlotu śmigłowca. I tak mijały kolejne godziny oczekiwania w nieustającej burzy. Po dwóch i pół godzinie podjechał do nas samochód, kierowcę zaprosiliśmy do naszego vana. Okazało się że przyjechał właściciel wschodniego zbocza przysiółka Jakubek, pan H., który widząc nasze problemy zaproponował nam miejsce do bezpiecznego postoju Eurocopterka, a także nocleg w domku gościnnym.
W rozmowie ze zdumieniem usłyszeliśmy, że jest potomkiem słynnego zbójnika Jakubika ( mówią także Jakubek ), a miejsce w którym jesteśmy było w drugiej połowie XVII wieku miejscem rozboju tego niezwykle krwawego mściciela krzywdy chłopów pańszczyźnianych. Ba, oczekiwaliśmy na zmianę pogody blisko miejsca, gdzie Jakubek otoczony przez wezwanych żołnierzy, wybrał śmierć wieszając się na samotnej jodle. Dzięki temu niezwykle sympatycznemu potomkowi Łemków poczuliśmy oddech historii, gdy trzysta lat temu zbójnik Jakubik z kompanami z miejsca gdzie staliśmy spoglądał na dolinę Mochnaczki, którą biegł szlak kupiecki ze wschodnich Węgier w głąb Polski. Nasze emocje potęgowały bez przerwy błyskawice ciągle nie ustającej burzy.
Wykonałem kilka towarzyskich zdjęć i pożegnaliśmy się z żywą, chodzącą historią czasów zbójnickich.
Wreszcie około 19.40 jakoś się przejaśniło i Eurocopter po prawie czterech godzinach czekania na lotną pogodę odleciał w blaskach słabnącej burzy do domu.
Mnie pozostało telefonicznie podziękować gospodarzowi terenu za miłą, niezapomnianą gościnę i udałem się samochodem w nocną podróż powrotną do Bielska.
Po powrocie posurfowałem w internecie i takie oto materiały znalazłem:
Pod niewyraźną przełęczą (około 760 m n.p.m.) pomiędzy grzbietem Hawrylakówki (780 m n.p.m.), a szczytem Huzarów (864 m n.p.m.) znajdują się pozostałości niewielkiego osiedla Jakubik (należącego kiedyś do Mochnaczki). Nazwa osiedla pochodzi podobno od miejscowego zbójnika Jakubka. Na skraju rozległych łąk znajdują się zabudowania i ogrodzony teren ośrodka jeździeckiego (stadnina koni).
Rzecz działa się w drugiej połowie XVII wieku. Wtedy jeszcze na Huzary mówiono z łemkowska Czerteż (czyli wyrąb), Mochnaczka istniała ledwie od kilkudziesięciu lat, a Lackowa nosiła jeszcze starą nazwę - Łackowa. Miejsce gdzie obecnie się znajdujemy porastały polany, rzadko poprzetykane pojedynczymi drzewami. Okres około 1650 r. był dla naszego państwa czasem bardzo burzliwym. Rzeczpospolita wyniszczona polityką prowadzoną przez wojowniczą dynastię Wazów, musiała się jeszcze zmierzyć z powstaniem chłopskim Kostki Napierskiego. Powstańcom (przede wszystkim chłopom pańszczyźnianym) udało się zająć zamek w Czorsztynie. Po 10 dniach jednak wojskom królewskim udało się go odbić. Przywódców powstania skazano na śmierć, zaś pozostali jego uczestnicy zdołali się rozpierzchnąć po okolicy. Jak chce legenda to właśnie wtedy pod Tatry przybył tajemniczy osadnik od pasiastej odzieży nazwany później Gąsienicą.
Innym z uczestników powstania był Jakub Czepiec, zwany też Jakubkiem bądź Jakubikiem.
Komentarze
Prześlij komentarz